Natenczas Wojski chwycił na taśmie przypięty Swój róg bawoli, długi,
cętkowany, kręty Jak wąż boa, oburącz do ust go przycisnął, Wzdął
policzki jak banię, w oczach krwią zabłysnął, Zasunął wpół powieki,
wciągnął w głąb pół brzucha I do płuc wysłał z niego cały zapas
ducha, I zagrał: róg jak wicher, wirowatym dechem Niesie w puszczę
muzykę i podwaja echem. Umilkli strzelcy, stali szczwacze
zadziwieni Mocą, czystością, dziwną harmoniją pieni. Starzec cały
kunszt, którym niegdyś w lasach słynął, Jeszcze raz przed uszami
myśliwców rozwinął; Napełnił wnet, ożywił knieje i dąbrowy, Jakby
psiarnię w nie wpuścił i rozpoczął łowy. Bo w graniu była łowów
historyja krótka: Zrazu odzew dźwięczący, rześki: to pobudka; Potem
jęki po jękach skomlą: to psów granie; A gdzieniegdzie ton twardszy jak
grzmot: to strzelanie.
|